|
Rozdział I
Rozdział I
Czarny Płomień
-Nienawidzę szkoły- powiedział Gerard wymijając szerokie zaspy białego śniegu, sięgającego mu po kolana. Przebijając się przez "białą zaporę" powoli zbliżał się do znienawidzonego budynku. Wyglądał na 15 lat. Był średniego wzrostu, spod szarawej czapki wystawały mu długie, czarne włosy przykrywające prawą stronę jego twarzy oraz sięgające mu do ramion. Blask błękitnych oczu odbijał się od błyszczącego w słońcu śniegu.
Tuż za nim szła średniego wzrostu kobieta, która kiwając głową widocznie zgadzała się z Gerardem. Miała zielone oczy i krótkie fioletowe włosy. Była to Sara, przyjaciółka Gerarda. Oboje zbliżali się do szkoły. Będąc coraz bliżej niej zauważyli Lemidasa. Był to wysoki chłopak z krótkimi blond włosami. Miał oczy koloru piwnego i mały wąsik. Był o rok starszy od Gerarda i Sary (miał 16 lat).
- Witaj- powiedział Gerard widząc smukłą postać Lemidasa. Chłopak na przywitanie odpowiedział kiwnięciem głowy. Trójka przyjaciół mieszkała w pewnej odległości od szkoły, dlatego by do niej dotrzeć musieli przejść przez las. Znajdowali się właśnie w jego środku. Szli wąską ścieżką pokrytą śniegiem i posypaną piaskiem. Ze wszystkich stron otaczały ich drzewa iglaste oraz liściaste. Co jakiś czas z czubka sosny spadała śnieżka uderzając o włosy przechodzących.
Nagle, w jednej chwili zrobiło się bardzo ciemno i z każdą sekundą ciemność narastała. Gerard zatrzymał się, a za nim Lemidas i Sara.
- C-co się stało? Czy to w ogóle możliwe?- spytał Gerard wpatrując się w czarne niebo.
-Słońce zgasło już na zawsze!- wykrzyczał pełnym paniki głosem Lemidas.
- Uspokójcie się to tylko zaćmienie słońca, za jakieś 5 minu... CO TO JEST?!- zaczęła mówić Sara lecz szybko zmieniła tok mówienia zauważając czarny płomień niedaleko ścieżki. Było to ognisko sięgające mocą swych płomieni około metra. Ogień jednak niczego nie zapalał, mimo swojej złowieszczej barwy.
Sara zawsze lubiła się uczyć i była wręcz pochłonięta nauką. Nie wierzyła w nic, na co nie było wiarygodnych dowodów. Takie zjawisko było dla niej czymś fascynującym. Zostawiając plecak szybko podbiegła do zjawiska. Chłopcy chcieli ją zatrzymać ale to nic nie poskutkowało więc pobiegli za nią. Dziewczyna była coraz bliżej ogniska i kiedy stanęła już naprzeciwko niego zaczęła mu się uważnie przyglądać. W tej chwili toczyła walkę wewnątrz siebie. Połowa jej uważała, że to jest niemożliwe i że najprawdopodobniej ma jakieś halucynacje, zaś druga połowa była zaciekawiona tym zjawiskiem i chciała się o nim dowiedzieć jak najwięcej. Skłoniło ją to do wyciągnięcia ręki w stronę czarnego ognia. Ręka zbliżyła się do zjawiska bardzo powoli i ostrożnie. W końcu jej dłoń styknęła się z czarnym płomieniem. Minęła zaledwie chwila i Sary już nie było. Zjawisko "wciągnęło" ją do środka.
- Musimy ją ratować!- krzyknął Gerard.
- Zwariowałeś?! Chcesz, żebyśmy też wyparowali?- odrzekł Lemidas z miną pełną strachu. Mimo to Gerard nie posłuchał jego przestróg i wskoczył do czarnego ognia również znikając.
- Chyba kompletnie upadli na głowę!- powiedział sam do siebie. Zaćmienie powoli zaczynało przechodzić. Im szybciej wracało światło słońca, tym szybciej czarny ogień gasł. Lemidas zauważając, że płomień staje się coraz słabszy walną się w czoło i wskoczył w ogień. Na początku czuł się dziwnie. Wydawało mu się, że jest w jakimś innym wymiarze, który przypominał niebieską zjeżdżalnie. Spadawszy przez krótki czas znalazł się na końcu "zjeżdżalni".
Pojawił się na zielonej łące, pełnej kwiatów i roślin których nigdy nie widział. Obok niego stali Gerard oraz Sara. Gerardowi zdawało się, że jest w raju. Stał na zielonej dolinie, wokoło znajdowały się różne, nieznane mu rośliny, a niedaleko zauważył jezioro z fioletową wodą.
- Ja chyba śnię- powiedziała Sara przecierając oczy. Nagle zauważyli w oddali biegnącą w ich stronę postać przypominającą konia. Wszystkim ze zdziwienia pomarszczyły się czoła, kiedy zobaczyli, że ten koń miał dwa rogi na głowie, a jego ogon zakończony był płomieniem. Był to dwurożec- mistyczne stworzenie. Zbliżył się do trójki przyjaciół, a z jego rogów prysnęło światło. Było tak mocne, że Sara musiała zamknąć oczy. Gdy je otworzyła nie stał przed nią już mistyczny koń, lecz niski, siwy starzec z długą brodą podpierający się drewnianą laską. Starzec przyjrzał się trójce ludzi po czym rzekł.
- Witajcie na Atlantydzie!
Dzisiaj stronę odwiedziło już 6 odwiedzający (7 wejścia) tutaj!
|
|
Ankieta |
 |
Czy chciałbyś bym wprowadził artbook?
Tak |
59,38% |
 |
Nie |
40,63% |
 |
32 głosów łącznie
|
|
|
|
|